12 maja 2014 po raz kolejny zawitał do nas na koncert Peter Gabriel. Wystąpił w łódzkiej Arenie przy wypełnionej widowni, na której zasiadło lub staneło 13 tysiecy osób . Przywiózł ze sobą cały fantastyczny zespół obsługi technicznej, muzyków i dwie wspaniałe dziewczyny w chórku: Jennie Abrahamson i Linnea Olsson ze Szwecji. Koncert trwał ponad dwie godziny, a rozpoczął się własnie występem tych dwu pań, które Peter zapowiedział osobiście, pojawiając się znienacka na scenie i wprawiając widzów w stan osłupienia.
Po występie supportu Peter ponownie zajął się konferansjerką, częściowo po polsku, wzbudzając tym entuzjazm widzów. Wyjaśnił, że koncert będzie miał trzy części: akustyczną jako przystawkę, elektryczną jako danie główne i płytę "So" w całości (jeśli dotrwamy, jak to powiedział) na deser. Potem okazało się, że podano jeszcze kawę i sery czyli bisy.
Oto cała lista utworów:
Appetizer: acoustic - full house lights
1.OBUT   
2.Come Talk to Me 
3.Shock the Monkey 
Main course: Electric - white lights
4.Family Snapshot 
5.Digging in the Dirt 
6.Secret World 
7.The Family and the Fishing Net 
8.No Self Control 
9.Solsbury Hill 
10.Why Don't You Show Yourself 
Dessert: So - colour lights
11.Red Rain 
12.Sledgehammer 
13.Don't Give Up 
14.That Voice Again 
15.Mercy Street 
16.Big Time 
17.We Do What We're Told (Milgram's 37) 
18.This Is the Picture (Excellent Birds) 
19.In Your Eyes 
Encore:
20.Here Comes the Flood 
21.The Tower That Ate People 
22.Biko
Publiczność chyba zaskoczyła Petera śpiewając samodzielnie motyw ze "Sledgehammer" przez rozpoczęciem utworu. Jennie Abrahamson sprawdziła się świetnie w roli Kate Bush śpiewając "Don't give up". Fantastycznie wypadło "Digging in the dirt", "Solsbury Hill" i "In your eyes" oraz oczywiście "Biko". Ja najbardziej czekałam na "Mercy Street" i zabrzmiało fantastycznie, ale największe wzruszenie przeżyłam słysząc pierwsze dźwięki "Here comes the flood", bo nie miałam już nadziei, że się pojawi. 
Peter kipiał energią, fantastyczne były układy choreograficzne, oświetlenie, kontakt z publicznością. Dwie godziny minęły jak pięć minut. Pozostała koszulka, wymięty bilet, różowa opaska na rękę i wspomnienia...