Witajcie, słuchacze i czytacze.
Dziś zabieram Was w podróż z czterema chłopakami z Irlandii.
Adam : „W środę zajęcia w Mount Temple były o połowę krótsze, tak więc po szkole mieliśmy co robić. Myślę, że żaden z nas nie robił nic specjalnego i łatwo się było razem umawiać. Przez kilka pierwszych prób to była łatwizna, mieliśmy w sobie dużo entuzjazmu. Naprędce sklecaliśmy sprzęt. Błagaliśmy i pożyczaliśmy gitary, od kogo tylko się dało.”
Edge: „Larry i ja potrafiliśmy grać co nieco, ale Adam nie. Trochę udawał. Ale miał gitarę basową, nie mieliśmy więc wątpliwości, że będzie naszym basistą. Bono nie miał nawet gitary, a chyba chciał być głównym gitarzystą.”
Larry : „To że Bono będzie naszym wokalistą, było oczywiste od samego początku. Wcale nie dlatego, że miał świetny głos, ale dlatego, że nie miał ani gitary, ani wzmacniacza, ani środka transportu. Co innego miałby robić?”
Bono: „Znałem kilka chwytów i potrafiłem zagrać kilka piosenek. Pomysł, ze mógłbym śpiewać, sam nie pamiętam, kiedy przyszedł mi do głowy. Chcę powiedzieć, że zawsze tego chciałem, ale nie pamiętam, kiedy się do tego przyznałem.”
Tak chłopaki mówią o początkach grupy U2. Zespół powstał w 1976 r. z inicjatywy perkusisty Larry'ego Mullena Jr, który w ogłoszeniu wywieszonym na tablicy ogłoszeń szkoły Mount Temple Comprehensive School w Dublinie, do której uczęszczał, napisał, że poszukuje chętnych do założenia zespołu rockowego. Na spotkanie założycielskie, które odbyło się w domu Larry'ego, przyszło sześć osób, przy czym jedna z nich – Ivan McCormick – pomimo posiadania własnego sprzętu (gitara i wzmacniacz) od razu zrezygnowała: okazało się, że nie potrafi grać. Początkowo zespół stanowił zatem kwintet pod nazwą Feedback, jednak już po dwóch koncertach grupa zmieniła nazwę na The Hype. Po odejściu jednego z gitarzystów (brata The Edge'a – Dicka Evansa) zespół przyjął nazwę U2.
Prawie równo z narodzinami U2 Adam Clayton został usunięty ze szkoły, więc przejął na pewien czas obowiązki menagera. To dzięki niemu zespół zaczął koncertować, dziennikarz muzyczny „Hot Press” napisał o nich ciepły artykuł, a także zdobyli możliwość nagrania taśmy demo. Czas posłuchać, jak grali w tamtych czasach.
Pałeczka menagerska poszła do Paula McGuinnesa, który do tej pory zbierał doświadczenia głównie w branży filmowej, ale w muzycznych kręgach też był nieźle oblatany, chociażby jako menażer The Stranglers. Po posłuchaniu U2, zdecydował, że chciałby się zająć jakąś młodszą, dobrze się zapowiadającą kapelą. Na początek zafundował im występy w Londynie, gdzie przekręcono nazwę zespołu: na jednym koncercie występowali jako U2's, na drugim jako V2. Ale – ich kariera ruszyła do przodu. W marcu 1980 roku zespół podpisał kontrakt z Island Records - na cztery płyty, cztery lata, z opcją przedłużenia. Debiutancki album mieli przygotować w ciągu dwunastu miesięcy. Zanim weszli do studia, wystąpili po raz pierwszy na dużym festiwalu - w rodzinnym Dublinie, przed piętnastotysięczną publicznością i jako suport The Police. „Boy”, debiutancki album, ukazał się 20 października 1980. Z okładki spogląda trochę smutnym, trochę naiwnym wzrokiem Peter Rowman, siedmioletni chłopiec wybrany przez zespół za symbol niewinności. Tylko w stanach „Boy” miał inną okładkę, bo firma Warner reprezentująca interesy U2 za Oceanem uznała, że jest to fotografia kontrowersyjna. Z tej płyty pochodzi między innymi utwór „I will follow”, który U2 do tej pory grywa na koncertach.
Album całkiem nieźle radził sobie na listach przebojów (56 miejsce w UK i 63 w USA), a muzycy coraz bardziej kształtowali swój styl, który zaczął być rozpoznawany. Larry dopracowywał perkusję, The Edge coraz bardziej zapracowywał na swoje przezwisko („Ostrze”) wycinając agresywne kawałki na gitarze, Adam coraz lepiej dawał sobie radę z basówką, śpiew Bono zaczął nabierać znanych obecnie na całym świecie charakterystycznych cech. Mimo tego, że ich styl to głównie prostota, imponowali coraz większym tłumom.
„October”, drugi album U2, ukazał się oczywiście w październiku, w 1981 roku. W Wielkiej Brytanii trafił na 11 miejsce listy bestsellerów, a singiel „Fire” uplasował się na 35 pozycji. Kolejna piosenka singlowa, „Gloria” niebyła może aż takim sukcesem, ale za to na długie lata weszła do obowiązkowego repertuaru koncertowego U2. W styczniu 1982 zespół dał samodzielny występ w Dublinie - o tyle wyjątkowy, że bilety kupiło aż 5000 fanów. Pod koniec stycznia zaczęli trasę po Irlandii, potem polecieli do USA, gdzie w lutym, marcu i kwietniu właściwie dzień po dniu grali koncerty. Latem U2 obstawiało Europę, występując na kilku dużych festiwalach. Posłuchajmy tytułowego utworu, w końcu jest październik…
Zaraz potem grupa weszła znowu do studia - w sierpniu 1982 i znowu w Dublinie. Były to czasy, w których słowo „wojna” pojawiało się w różnych kontekstach. Zimna wojna trwała w najlepsze, był konflikt w Nikaragui, który ze wzglądu na nieoficjalne zaangażowanie mocarstw nabrał wymiaru międzynarodowego, była wojna o Falklandy, w Polsce konflikt na linii rząd – związki zawodowe przeradza się w stan wojenny. A prócz tego U2 chodzi też o konflikty mniejsze i codzienne, jak na przykład problem emigrantów - uciekinierów. Dla nas, Polaków, szczególnie istotny jest „New Year’s Day” inspirowany postacią i działalnością Lecha Wałęsy i „Solidarności”. Od czasu, kiedy polscy fani zorganizowali na koncercie flagę z białych (na trybunach) i czerwonych (na płycie) kawałków materiału (i wszystkich innych nadających się do tego celu przedmiotów), utwór ten zawsze jest grany na koncertach w Polsce, a zespół wspomina to ze wzruszeniem. W styczniu 1982 roku ten właśnie singiel zawędrował na 10 miejsce w Wielkiej Brytanii, a w lutym album „War” na pierwsze.
Album „War” ustanowił standard sukcesu dla piosenek U2, który będzie obowiązywał przez długie lata aż do dziś. Zawiera, oprócz wspomnianego przed chwilą „New Year’s Day” też takie przeboje jak „Sunday, Bloody Sunday” i „40”. Przyczyniła się do tego sukcesu niewątpliwie też trasa koncertowa zorganizowana jeszcze przed wydaniem płyty. Jeżdżąc w grudniu 1982 po Szkocji, Anglii, a także kilku krajach na starym kontynencie zespół najwidoczniej zdołał podgrzać atmosferę wokół „Wojny”, zanim ta jeszcze wybuchła. Okazuje się że schemat, najpierw płyta potem trasa opłaca się czasem przestawić. Miało to oczywiście swoje wady, bo zespół był non stop w trasie. Bono nie miał nawet miodowego miesiąca przerwy (21 sierpnia ożenił się z Alison Stewart). Pojechali nawet na występy do Japonii. Okazało się jednak, że trasa koncertowa to jest coś w sam raz dla chłopaków – każda kolejna była coraz lepsza. Z tej właśnie, z 1983 roku, nagrano pierwszy materiał koncertowy na mini albumie i video, zatytułowany „Under A Blood Red Sky”, które to słowa są zaczerpnięte z utworu „New Year’s Day”.
Po nagraniu trzech albumów przyszedł czas na zmiany. Bono, The Edge, Adam i Larry nie byli zainteresowani zmianami składu swego własnego zespołu, ale już producenta Stevena Lilliwithe'a nie namawiali na siłę do dalszej współpracy. Świeżą krew do zespołu wprowadzili Brian Eno oraz Daniel Lonois. Praca nad następnym albumem, który w końcu uzyskał tytuł „The Unforgettable Fire” przebiegała w dość nietypowym miejscu - przenośne studio zorganizowano w starym zamku Slane, który należał do Lorda Henry'ego Mountcharlesa. Album ma bogate, wręcz orkiestrowe brzmienie. Perkusja Larry’ego jest nieco subtelniejsza, basówka Adama działa bardziej na podświadomość niż świadomość, gitara The Edge’a rozbrzmiewa pełną harmonią, a słowa śpiewane przez Bono mają wiele możliwości interpretacyjnych, co zespół nazywał „very visual feel”. Ja najbardziej z tej płyty cenię utwór tytułowy, zespół na stałe do repertuaru włączył utwór „MLK”, ale najbardziej znany jest pierwszy singiel „Pride (In The Name Of Love)”, piosenka, do napisania której zainspirowała Bono postać Martina Luthera Kinga. Ledwo skończyli z nagrywaniem, ruszyli w kolejną trasę koncertową: Nowa Zelandia, Australia, Francja, Belgia, Holandia i Wyspy Brytyjskie. Tymczasem na początku 1985 nakład płyty przekroczył magiczną granicę - milion sprzedanych egzemplarzy, a pierwszy singiel „Pride” wylądował ostatecznie na trzecim miejscu brytyjskiej listy przebojów.
W 1984 roku irlandzki piosenkarz Bob Geldof, poruszony obejrzanym w BBC filmem dokumentalnym na temat głodu w Etiopii napisał wraz z Midge Ure’em z zespołu Ultravox piosenkę „Do they know it’s Christmas”. Tekst namawiał do pomocy głodującym Etiopczykom. Geldof czas antenowy swojego wywiadu w radiu BBC Radio 1 poświęcił na ogłoszenie idei powstania piosenki charytatywnej i przekonanie do niej mediów i artystów. Oryginalna wersja została wydana w dniu 29 listopada 1984. W celu nagrania piosenki powstała grupa zwana Band Aid, składająca się z czołowych muzyków irlandzkich i brytyjskich. Pełna lista zawiera ponad 40 nazwisk, a znalazły się wśród nich takie znakomitości jak Phil Collins, Duran Duran, Paul Young, Spandau Ballet, Bananarama, Kool & The Gang, George Michael, Culture Club, Frankie Goes To Hollywood, The Police, Paul McCartney, David Bowie czy Big Country. W składzie nie zabrakło też zespołu U2, reprezentowali go Adam Clayton i Bono. Singiel był na pierwszym miejscu przez pięć tygodni, w UK sprzedano go 3,5 miliona egzemplarzy, zebrano ogółem 60 milionow funtów na pomoc dla Etiopii, a akcje charytatywne na stałe wpisały się w kalendarz U2, a zwłaszcza jego lidera.
Następny album zespołu z marca 1987 roku nosi tytuł „The Joshua Tree”. Tytuł ma wiele znaczeń. Jozue (Joshua) był biblijnym następcą Mojżesza, który wyprowadził swój lud do Kanaanu czyli Ziemi Obiecanej Izraelitów, a mury miasta, które chcieli zdobyć, legły w gruzach powalone potężną muzyką. Natomiast drzewko Jozuego jest drzewem, którego gałęzie sięgają w niebo tak, jak biblijny Jozue wznosił swoje ramiona. Przede wszystkim jest jednak ono drzewem, które rośnie najczęściej na pustynnych terenach Stanów Zjednoczonych i w warstwie symbolicznej, ma być paralelą USA. Główną inspiracją dla Bono przy pisaniu utworów był jego pobyt w San Salwadorze i Nikaragui, gdzie po raz pierwszy w życiu mógł zobaczyć na własne oczy czym jest prawdziwa, skrajna nędza. Sam album, choć po części powstał w wyniku chęci sprzeciwu wobec polityki USA wobec państw Ameryki Środkowej, jest przede wszystkim wynikiem głębokiej fascynacji muzyków zespołu Stanami Zjednoczonymi z ich wielkim przestrzeniami i poczuciem wolności. W wersji roboczej album nosił tytuł "Two Americas" ("Dwie Ameryki"). Był to pierwszy duży sukces komercyjny U2, do tej pory sprzedano ponad 16 mln egzemplarzy tej płyty, a wielu uważa go za jeden z najlepszych w historii muzyki rockowej, a więc obok sukcesu kasowego jest to też wielki sukces artystyczny. Był absolutną nowością i świeżym powiewem w muzyce, a Bono mówił o nim „zawsze pod prąd”. W 2003 album został sklasyfikowany na 26. miejscu listy 500 albumów wszech czasów wg magazynu Rolling Stone, a zawiera takie wspaniałe utwory jak „Where the streets have no name”, „I still haven’t found what I’m looking for” czy „With or without you”.
Podczas trasy koncertowej The Joshua Tree Tour został zarejestrowany materiał, który po pierwsze posłużył do stworzenia filmu, a po drugie do wydania częściowo koncertowego albumu „Rattle and hum”. Album zawierał 9 nagrań studyjnych i sześć koncertowych. Wydany w październiku 1988 roku, album był swoistym hołdem dla muzyki amerykańskiej, został nagrany w Sun Studios w Memphis, a pojawili się na nim między innymi Bob Dylan i B.B.King. Nie był aż takim wielkim sukcesem komercyjnym jak poprzednia płyta, recenzje też wyrażały umiarkowany zachwyt. Z nowym materiałem z płyty zespół ruszył w trasę koncertową po Australii, Japonii i Europie, mając chwilowo dość Ameryki. Okazało się jednak, że to nie Ameryki, ale koncertowania mają chwilowo dość. Larry mawiał: "We were the biggest, but we weren't the best” (Byliśmy najwięksi, ale nie najlepsi), a Bono podczas jednego z ostatnich koncertów powiedział do zgromadzonych fanów, że jest to "the end of something for U2" (koniec pewnego etapu dla U2) i że muszą "go away and [...] just dream it all up again" (odejść na trochę i wszystko od nowa sobie wymarzyć).
Wymarzyli sobie coś całkiem nowego. To znaczy Bono i The Edge mieli ochotę na coś nowego, Larry i Adam byli raczej skłonni iść tą sama ścieżką. Problem nadal pozostawał nierozwiązany, kiedy zamknęli się w Hansa Studios w Berlinie z producentami Danielem Lanois i Brianem Eno. Szukali inspiracji w obaleniu muru berlińskiego, europejskiej muzyce industrialnej i elektronicznej, kłócili się o tematykę, brzmienie, klimat i przekaz płyty, prawie się rozpadli, aż wreszcie nadszedł przełom. „One”. Potem poszło już z górki. Jednak obrali koncepcję czegoś zupełnie nowego, mówili, że ta płyta, która ostatecznie dostała tytuł „Achtung baby” (zaczerpnięty z filmu Mela Brooksa „The Producers”) to „czterech facetów ścinających drzewo Jozuego”. Kiedy wracali do Dublina w 1991 roku po nagraniu materiału, byli pełni energii i nadziei, a nawet pewności, że nagrali coś dobrego. I tak było: wydany 28 października album, zarówno pod względem oceny krytyków jak i fanów, a także pod względem finansowym, był jednym z największych sukcesów grupy. Hity takie jak wspomniany już „One”, „The Fly”, „Mysterious ways”, „Love is blindness” czy „Ultraviolet” podbiły serca fanów. Album sprzedał się w 18 milionach egzemplarzy i zdobył Grammy w kategorii Best Rock Performance.
Trasa koncertowa z materiałem z „Achtung Baby” została nazwana „The Zoo TV Tour” i była zaprzeczeniem wszystkiego, co do tej pory mówiło się o trasach U2. No, może nie wszystkiego – muzyka pozostała wspaniała, a zaangażowanie zespołu niezmiennie wysokie. Ale poza tym... zniknęła całkiem surowość wystroju sceny, pojawiły się ekrany, video prezentacje, efekty specjalne, videoclipy, wyświetlano fragmenty tekstów, a Bono dzwonił ze sceny do Narodów Zjednoczonych, prezydenta Busha i wstrząsanego wojną Sarajewa. Bono wcielał się też na scenie w różne postacie np The Fly czy MacPhisto. Głównym celem tych wysiłków było wyśmianie manipulacyjnej roli telewizji i zaciemnianie prawdy przez media. Trasa ta rozpoczęła erę wielkich przedstawień koncertowych grupy.
Na zakończenie jeszcze jedno zdanie : w tym tygodniu jest 20. rocznica wydania albumu "Achtung baby" oraz urodziny Larry'ego. :)
cdn...
cdn...