niedziela, 2 października 2011

Seans XI : „Ulice, drogi, aleje”

Witajcie, słuchacze i czytacze.
Przejdziemy się dziś kilkoma ulicami, przejedziemy drogami, pospacerujemy alejami.
Jest taka ulica, nazywa się Alphabet Street.  Auto mojego ojca, Pontiac Thunderbird z lat sześćdziesiątych, będzie na niej świetnie wyglądać, będzie tak świetnie wyglądać, że to prawie niemożliwe. A kiedy na tylnym siedzeniu zasiądzie już właściwa osoba, wtedy ruszę Alphabet Street w dół i nie zatrzymam się, aż dojadę do…. Tennessee.


Dziś nad Bourbon Street świeci księżyc. Ale strzeż się…. Nie wiesz ile razy on stał pod twoim oknem, walczył z instynktem, modlił się do Boga, ale wie, że nie ma wyjścia, i tak podąży za tym głosem. Pod rondem kapelusza świeci oko bestii, twarz grzesznika, ręce księdza. Nie zobaczysz jego cienia, nie usłyszysz echa kroków, kiedy księżyc świeci nad Bourbon Street.

A na Baker Street możesz przepić kolejną noc i o wszystkim zapomnieć. Miejska pustynia sprawia, że drżysz jak z zimna, tylu tu ludzi, a nie ma duszy. Tylu tu takich samych – marzą, że rzucą picie i przygodny seks, kupią gdzieś kawałek ziemi i o wszystkim zapomną.  Cóż, może nigdy nie odkryjesz, w czym tkwił błąd; na razie powtarzasz sobie, że jeszcze jeden rok i nadejdzie szczęście. Tylko że teraz płaczesz, teraz płaczesz…

Chodzę ulicami Filadelfii, gdzieś daleko zniknęły głosy przyjaciół, słyszę tylko, jak w żyłach pulsuje mi krew. Żaden anioł tu do mnie nie przyjdzie, jestem tylko ja i ty…. ale czy tu jesteś? Czuję, jak znikam, choć nie wiem właściwie, co czuję. Nie poznaję siebie, kiedy zobaczę swoje odbicie w sklepowej witrynie. Zapada już noc… to jak będzie, przyjacielu? Czy zostawisz mnie tu, na tych filadelfijskich ulicach?


A co pobrzmiewa na polskich ulicach? Kto się nimi przechadza za dnia, kto po zmroku? Może kroczy nimi nocny patrol i zagląda do okien? A może wisi nad nimi mgła i pochylają się wierzby? Czy jest wybrukowana marzeniami czy dobrymi chęciami? A może podzielona na dwie strony murem? Polskie ulice jak kalejdoskopy…


there's gotta be a record of you some place

you gotta be on somebody's books

the lowdown - a picture of your face

your injured looks


the sacred and profane

the pleasure and the pain

somewhere your fingerprints remain concrete

and it's your face I'm looking for on every street


a ladykiller - regulation tattoo

silver spurs on his heels

says - what can I tell you as I'm standing next to you

she threw herself under my wheels

oh it's a dangerous road

and a hazardous load

and the fireworks over liberty expode in the heat

and it's your face I'm looking for on every street


a three-chord symphony crashes into space

the moon is hanging upside down

I don't know why it is I'm still on the case

it's a ravenous town

and you still refuse to be traced

seems to me such a waste

and every victory has a taste that's bittersweet

and it's your face I'm looking for on every street


Opowiem Wam
O mojej ulicy:

Na mojej ulicy
Nikogo nie dziwi człowiek
Na mojej ulicy
Nikogo człowiek nie dziwi
Na mojej ulicy
Nie mieszka już Chrystus
A Szatan się z niej wyprowadził
Na mojej ulicy
Gra chłód kamienicy
Chłód wciąż mniej żywych tkanek...

Na mojej ulicy
Żebrak nie rzeźbi swą starczą ręką
Worka pełnego pieniędzy
Na mojej ulicy
Alkoholicy spijają z kieliszków swe żale
A ich wyśnione i wymarzone
Śpią w brudnej miłości pościeli...

Na mojej ulicy
Okna wpatrzone w sąsiednie bramy
Płoną ze wstydu nocą...

Bo moja ulica
Jest w sercu miasta


Jest takie miejsce, gdzie ulice nie mają nazw. Tam właśnie możemy się schować przed trującym deszczem, poczuć słońce na twarzy, zburzyć nasze wewnętrzne mury, a nawet dotknąć płomienia. Pokażę ci to miejsce, ale jeśli tam pójdę, to pójdę tam z tobą, więc chodź, chodź tam, gdzie ulice nie mają nazw.


Posłuchaj historii, przegrane życie, echo odpowiada śmiechem. Bóg ci nic nie da, nawet swój własny uśmiech musisz ukraść, odnaleźć go we łzach dziecka. Szukasz odkupienia, a ona śmieje się wśród cierpienia. Może dołączysz do nas? Idziemy potańczyć na tej kamienistej drodze.


Zimno nadeszło, zima na moim progu, głos zamiera, odchodzi gdzieś w przestrzeń. Został już tylko cień twojej miłości. Ale zostanę na tej drodze i ty też zostań, bo coś mi mówi, że jeszcze kiedyś się spotkamy – wiem, że tak będzie.


A kiedy dotrę na Warwick Avenue będziemy mieć godzinę na porozmawianie o wszystkim. Bo wiesz, kochanie, opuszczam cię już po raz ostatni, może ty i kochasz, ale raczej nie mnie i ostatnio jestem zagubiona ponad wszelka miarę. Mam złamane serce, ale cóż – oto są wszystkie odpowiedzi, a to są drzwi.


Życie na luzie, nie ma stopów, nie ma ograniczeń, nikt mnie nie opóźnia. Nie potrzebuję żadnego specjalnego powodu, nie ma niczego, co chciałbym teraz robić. Opłatę wniosłem grając w rockowym zespole, a teraz jestem na drodze do ziemi obiecanej. Mam już bilet w jedna stronę, a wszyscy moi kumple też tam będą. Więc gnam autostradą do piekła.


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.