Seans XXXXII „Śmierć”
Witajcie, słuchacze i czytacze.
Dziś temat - zagadka, niekończący się dylemat, niepewny jak ruchome piaski, niepoznany jak księżyce Jowisza, powracający jak natrętny refren. Ja podejdę do niego od strony jak najmniej rozumowej.
„Tańcząca Nina” (fragment)
Dlaczego umarła Nina
Na strychu pośród mokrych prześcieradeł
Okręciła szyję
Sznurkiem od bielizny
Jeszcze patrzyła przez niewielkie okno
Gdy przyszła śmierć
Fioletowa – złota
Złota – fioletowa jak samotność
Umarła Nina
Nie żyje
„Przypominam” (fragment)
Jeśli umrzesz
Nie włożę sukienki lila
Nie kupię kolorowych wieńców
Z rozszeptanym wiatrem we wstążkach
Nic z tego
Nic
Przyjedzie karawan – przyjedzie
Odjedzie karawan – odjedzie
Będę w oknie stała – patrzyła
Będę ręką machała
Chustką wiewała
Żegnała
W tym oknie sama
Umarłe włosy nie tańczą
Nie sprzeczają się z wiatrem
Nie opadają na zmarznięte uszy
Nie wabią palców ani ptaków
Rozsypane na chłodnej poduszce
Nie płoszą snu szelestem
W srebrnym deszczu nie mokną
Nie drżą
Na białym łóżku
Leżą wystygłe głuche
I jeśli kwiat – to obco
Jeśli uśmiech – obojętnie
Słońce z nieba odeszło na palcach
To już noc
Ona jest z nami
Nasłuchuje brzęku osy
Bawi się moimi włosami
W twoje palce wplątana
Słońce
Miękko podkłada pod głowy
Potem trochę traw
Potem jeden kwiat maku
Jak wykrzyknik
Czerwony
Ona przeczy naszym ruchom
Przygina nas do ziemi
Zapachem
Ciepłem
Zatrzymuje wiecznie
Na chropawej powierzchni ziemi
Bezwładnych miłością – śmierć
„Dysonans” (fragment)
Świat ma tylko dwa piętra
Tylko dwa
Nieduże
Z krążącymi gwiazdami świat
Dlaczego tak trudno umrzeć?
kiedy umrę kochanie
gdy się ze słońcem rozstanę
i będę długim przedmiotem raczej smutnym
czy mnie wtedy przygarniesz
ramionami ogarniesz
i naprawisz co popsuł los okrutny
często myślę o tobie
często piszę do ciebie
głupie listy - w nich miłość i uśmiech
potem w piecu je chowam
płomień skacze po słowach
nim spokojnie w popiele nie uśnie
patrząc w płomień kochanie
myślę - co się też stanie
z moim sercem miłości głodnym
a ty nie pozwól przecież
żebym umarła w świecie
który ciemny jest i który jest chłodny
gdy się ze słońcem rozstanę
i będę długim przedmiotem raczej smutnym
czy mnie wtedy przygarniesz
ramionami ogarniesz
i naprawisz co popsuł los okrutny
często myślę o tobie
często piszę do ciebie
głupie listy - w nich miłość i uśmiech
potem w piecu je chowam
płomień skacze po słowach
nim spokojnie w popiele nie uśnie
patrząc w płomień kochanie
myślę - co się też stanie
z moim sercem miłości głodnym
a ty nie pozwól przecież
żebym umarła w świecie
który ciemny jest i który jest chłodny
Kto potrafi
Pomiędzy miłość i śmierć
Wpleść anegdotę o istnieniu
Zgarniam brunatne plastry książek
Nasłuchuję brzęczenia słów
Pomiędzy miłość i śmierć
Wpleść
Nikt nie potrafi
I tylko czasem
Naprzeciw słońca
W zmrużonych oczach błysk
Chwila roztrącona na tęczę
Twarzą w twarz
Naprzeciw słońca
W oślepłych oczach
Treść niknąca…
Na krańcach
Miłość śmierć
Tak lekko
ubyć z zapachu
z barwy
po prostu
pod głowę ramię
i zasnąć
wiatr nie obudzi
pszczoła
ciemnymi skrzydłami nie ugłaszcze
ziemi
oddać siebie
tak bardzo
że już niczym nie zostać
i nigdzie
Paznokciami wczepiona w słowa
Mówię – jakże cię kocham
Jarzębino czerwona
Od krwi mojej
Piołunie pobladły
Od mojego bólu
I lesie lesie ciemny
Nieprzebyty jak śmierć
Zawsze kiedy chcę żyć krzyczę
Gdy życie odchodzi ode mnie
Przywieram do niego
Mówię – życie
Nie odchodź jeszcze
Jego ciepła ręka w mojej ręce
Moje usta przy jego uchu
Szepczę
Życie
- jakby życie było kochankiem
Który chce odejść –
Wieszam mu się na szyi
Krzyczę
Umrę jeśli odejdziesz
„Margerytki albo cykl biologiczny”
Nie miały więcej jak osiemnaście lat
Siostra przyniosła je rano
Jeszcze ślepe
Mgłą ubrane
W południe
Miały już lat trzydzieści
Szeroko otwierały złote oczy
Rozpostarte liście
Z trudem mieściły się w wazonie
Przyszedł wieczór
I wyniosłam je do kubła na śmieci
Malutkie pomarszczone
„Śmierć”
Mędrzec
Wpatrzony w twoją smutną twarz
Białą
Nic nie wie o tobie
Oprócz tego
Że unicestwiasz ciało
Hojnie
Wzbogacasz pyłem wiatr
Kiedy cię poją kadzidłem
Obiecujesz odejść
Niechętnie
Snujesz się przez kościół
Wzdłuż
Smugą kadzielnego dymu
Oni myślą, że ciebie nie ma
Jesteś
Jesteś
Bo jakżeby inaczej
Można było nie żyć
Dla przyrodnika
Jesteś zagadką jak życie
Dla fizyka
Przeistoczeniem materii
Dla wierzącego
Przejściem do innego bytu
Dla nas cierpiących
wyzwoleniem
Wszystkie wiersze autorstwa Haliny Poświatowskiej.
Temat rzeka, szkoda tylko, że w przypadku "Live And Let Die" wstawiłaś cover Gunsów, nie umywa się do oryginału McCartneya z The Wings, chociaż i tak zrobili dobrą wersję.
OdpowiedzUsuńTaaaak? Bardziej Ci się podoba oryginał? dla mnie jest to jedna z niewielu piosenek, przy których cover wydaje mi się lepszy od oryginału. ;)
OdpowiedzUsuńGusta ;P
UsuńTak :)
OdpowiedzUsuń